niedziela, 28 lutego 2016

Camp Ojibwa part 2

Cześć :)

Tak jak wspomniałam wcześniej przyjechały dzieci, a właściwie chłopcy od 7 lat wzwyż. W dalszym ciągu mieliśmy sporo wolnego czasu. Śniadania były o 8.30, lunch o 12.30, a kolacje o 18.00. Przed każdym posiłkiem przychodziliśmy pół godziny wcześniej, aby wszystko przygotować. Rano gdy przychodziliśmy dzielono nas na jakim stanowisku będziemy pracować. Mieliśmy do wykonania kilka rzeczy, które robiliśmy bez względu od stanowiska. Przed śniadaniem poustawiać mleko na stołach, a przed lunchem i kolacją dzbanki z wodą i sokiem. Musieliśmy przygotować sok i od razu mówię, nie było to nic gotowanego lub trudnego do zrobienia. Braliśmy sok w proszku i mieszaliśmy kilka paczek z zimną wodą. Zawsze przygotowywaliśmy bar sałatkowy, który składał się z sałaty, marchewki, ogórka konserwowego,cebulę, pomidorków koktajlowych i sałatki jajecznej. Czasami kroiliśmy warzywa do jakiejś potrawy przygotowywanej przez kucharzy. 

Byliśmy dzieleni na 3 grupy: zmywanie mniejszych rzeczy, zmywanie blach oraz jadalnia. Teraz opiszę co kryło się pod każdą z tych nazw. Zmywanie mniejszych rzeczy dotyczyło mycia talerzy, misek, sztućców, dzbanków, desek i różnych innych mniejszych pojemników, w których podawaliśmy jedzenie. Podczas serwowania trzeba było również kontrolować ile talerzy, misek i sztućców jest na jadalni i w razie potrzeby donieść je. 


Zdjęcie wykonane przez kolegę z Czech

Zmywanie blach, dotyczyła w większości blach, ale trafiały się też garnki. Mogło wydawać się, że banalna robota, ale tutaj w przeciwieństwie do poprzedniego "stanowiska" nie było maszyny i wszystko trzeba było robić ręcznie. A niejednokrotnie po pizzy lub żeberkach było tego bardzo dużo i inne osoby przychodziły pomagać. Działo się tak z dwóch powodów: byliśmy zgraną ekipą można powiedzieć przyjaciół, ale też dlatego, że dopóki nie skończyliśmy swojej pracy wszyscy, nie mogliśmy iść do naszego domku.

Zdjęcie wykonane przez kolegę z Czech

Ostatnie do opisu została jadalnia. Będąc na jadalni po śniadaniu segregowaliśmy mleka, ponieważ były rozłożone zwykłe i o smaku czekoladowym. Trzeba było posprzątać stół, na którym były ustawione podgrzewane potrawy. Następnie wymienialiśmy kosze, zamiataliśmy i myliśmy mopem podłogę. Po kolacji zamiataliśmy i myliśmy podłogę na całej kuchni.




Maszyna do robienia lodu.




Wszystkie zamieszczone zdjęcia zostały wykonane przez kolegę z Czech.

sobota, 6 lutego 2016

Camp Ojibwa part 1

Hej :)

Ostatni wpis skończyłam na przybyciu na Camp Ojibwa. Był już późny wieczór koło 21 lub 22. Czekali na nas kucharze Campu, szef kuchni Kyle, jego żona Grace, Barney i Jon. Przygotowali na nasz przyjazd pizzę, a potem Grace pokazała nam naszą cabinę/domek, w którym będziemy spać i spędzać wolny czas. I tego dnia poszliśmy spać. 
Pierwsze dni z jednej strony były podobne, a z drugiej takie same. Później były w większości takie same dni.



02.06.2014
Następny dzień spędziliśmy na zwiedzeniu campu, zobaczenia co gdzie jest i ile terenów jest wokół. Zobaczyliśmy ile i jakie są boiska na terenie, ile jest domków dla dzieci. Zaczęliśmy też naszą pracę. Byliśmy podzieleni na dwa zespoły, jeden z nich sprzątał kuchnię, a drugi zespół domki dla dzieci. Mi przypadło sprzątanie domków dla dzieci. Głownie chodziło oto, żeby pozamiatać i umyć podłogę mopem. Niby nic strasznego, ale przy którymś domku ręce zaczęły nam wysiadać. Potem przez resztę dnia szukaliśmy sobie zajęcia. 
Każdy z nas wiedział o tym, że obok naszego Campu jest miasteczko o nazwie Eagle River. Postanowiliśmy pojechać na rowerach do tego miasteczka. Nie udało nam się tam dojechać. Następnego dnia też nam się nie udało. Dlatego w między czasie się nudziliśmy i siedzieliśmy nad jeziorem, opalając się.




04.06.2014
Dopiero, gdy przyjechał dyrektor campu i jeszcze kilka innych osób, to poprosiliśmy, żeby nas zawieźć do miasta. Pojechaliśmy na dwa vany i jak się okazało, za każdy razem chcą dojechać do miasta jeździliśmy w złą stronę. W ogóle jak im powiedzieliśmy, że na rowerach chcieliśmy pojechać to byli bardzo zdziwieni, bo to było 5 mil, czyli około 8 kilometrów. Tylko też w USA wszędzie jeździ się samochodem i dla nich każda odległość jest duża. 
Zawieźli nas pod jeden sklep, a odebrać mieli pod drugim. W sumie mieliśmy około 2 godziny dla siebie. Oczywiście postanowiliśmy się trzymać wszyscy razem, bo nowe miejsce i w ogóle. Poza tym tamtego dnia chcieliśmy zobaczyć, co Eagle River może nam zaoferować. Właściwie przeszliśmy głównymi ulicami i dopiero w późniejszym czasie poznaliśmy naprawdę to miasteczko. 

05.06.2014
Na kilka przyjechali sportowcy. Mieliśmy przed smak tego co nas czeka, gdy przyjadą dzieci. Właściwie to było nic w porównaniu z tym co było gdy dzieci przyjechały. Przygotowywaliśmy więcej zdrowego jedzenia... Zdrowe na tej zasadzie, że bar sałatkowy miał więcej warzyw.

06.06.2014
Po ich wyjeździe mieliśmy wycieczkę po jeziorze. Od naszego Campu płynęliśmy do Eagle River i z powrotem. Było śmiesznie, zabawnie, a pod koniec deszczowo i zimno, ale pomimo tego świetnie się bawiliśmy. 

Właściwie przez pierwsze dwa tygodnie, więcej się obijaliśmy niż pracowaliśmy. Jedzenie przygotowywaliśmy dla niecałych 100 osób. Dla nas, kadry i opiekunów dzieci. A w wolnym czasie poznawaliśmy siebie nawzajem. Graliśmy w siatkówkę, przy czym było mnóstwo śmiechu. Wieczorami graliśmy w różne gry, a czasami każdy siedział przed swoim komputerem i robił swoje sprawy.

12.06.2014
Przed przyjazdem dzieci zabrali nas do Rhinelander, aby każdy z nas sobie wyrobił numer ubezpieczenia społecznego dla obcokrajowców. Jeśli chcesz wiedzieć o tym coś więcej odsyłam tutaj: https://www.ssa.gov/pubs/PO-05-10096.pdf

16.06.2014
A później przyjechały dzieci.